Krótka ekskursja nad Jezioro Sewan (1900 m.n.p.m) busikiem z okolic Opery jade prosto do miasteczka Sewan (600 AMD). Samo miasto sprawia mocno negatywne wrażeenie. Sewan nazywane jest ormiańską riwierą stąd też sporo tu komercji plażowej rodem z Jastarni, czy innego Rewala. Taksiarze w centrum z uporem twierdzą, że transport publiczny nad jeziorem wogole nie istnieje. Próbuje wyjść z miasteczka i łapać stopa, moje cele na dziś: Sevanvank, Hayravank i Noratuz. Nie jest to łatwe, w koncu dogaduje sie z taksiarzem o imieniu Arra na obwiezienie po wszystkich atrakcjach za 5000 AMD (ok 15 USD). Najpierw jedziemy pare kilometrów do Sevanwank - monastyru na półwyspie. Jestem zszokowany ilością turystów - do tej pory tylu w 1 miejscu w Armenii nie widziałem. Sam monastyr co prawda ładnie położony, ale średnio ciekawy, jedyny, z tych które widziałem, zamknięty na głucho. Kilka zdjęć monastyru i okolic i już siedzę w ziguli Arry, ledwo wyjeżdżamy z Sewanu i znów jesteśmy w prawdziwej (niekomercyjnej) Armenii. Trasa do Noraduz jest częściowo w remoncie, jedziemy objazdem poprowadzonym bitą drogą po okolicznych wzgórzach - czasem czuję się jak uczestnik jakiegoś odcinka specjalnego w rajdzie terenowym. W końcu dojeżdzamy do Noraduz (35 km od Sewanu) - małe, zapyziałe miasteczko, którego jedyną atrakcją jest cmentarz z największym zbirem haczkarów (zdobnych krzyży) w Armenii. Miejsce doprawdy niezwykłe, podczas półgodzinnego pobytu nie spotkałem ani 1 turysty. Niedaleko stąd jest klasztor Hayrawank nad samym brzegiem jeziora - urocze miejsce (obok klasztoru mala plaza gdzie spokojnie można rozbić namiot). Wracamy do Sewanu ską marszrutką wracam do Erewania. Jest koło 15.00 tak więc idę zwiedzić Matendaran - miejsce niezwykłe, zgromadzono tu setki tysięcy manuskruptóww języku ormiańskim. Niesamowite jest oglądanie ksiąg datowanych na IX i X w.