Tym razem jadę w wagonie kupiejnym - w tym pociągu nie ma niestety wagonu płackartnego. W przedziale Dima - biolog z Astrachania oraz nauczycielka z miasteczka Werchnij Baskunczak jadąca z 5-letnim synkiem Olegiem. O 9 rano dojezdzamy do Wołgogradu (d. Stalingrad), pociąg stoi tu 40 min tak więc wychodzę na miasto - centrum zabudowane monumentalnymi gmachami z epoki socrealizmu. Docieram na Plac Poległych Bochaterów i dalej aleją Bochaterów nad samą Wołgę, imponujące są szerokie bulwary. Czas jednak wracać do pociągu, po drodze kupuję w budce kwas chlebowy (nalewany prosto z beczki do 1,5 litrowej butelki) oraz bjelasze.
Jedziemy dalej pociągiem, nie jest to żadna magistrala kolejowa tak więc poruszamy się bardzo wolno. Upał na zewnątrz niemiłosierny, a w pociągu popsuł sie nawiew - jest niesamowicie gorąco. Wszyscy mężczyżni rozebrani do pasa, niektórzy w krótkich spodenkach. Po drodze przystanki na na których można zakupić wselakie przysmaki. Pod wieczór przekraczamy granicę rosyjsko - ukraińską.